banner
logo2
 
Wygrana w ostatnim meczu na Zimowym
sobota, 19 marca 2011 00:09

Hokeiści Zagłębia w ostatnim meczu sezonu 2010/2011 przed własną publicznością pokonali gdański Stoczniowiec 4:3. Mimo, że był to mecz o miejsca 7-8, emocji nie brakowało.

O dzisiejszym zwycięstwie zadecydowały gry w przewadze, gdyż trzy z nich sosnowiczanie zdołali zamienić na bramkę. Od pierwszych minut Zagłębie atakowało bramkę Sylwestra Solińskiego, który najpierw powstrzymał rajd Marcina Kozłowskiego, a w 16 minucie dwukrotnie stanął na drodze Michałowi Jarnutowskiemu.

- Szkoda, że nie wykorzystaliśmy szans w pierwszej tercji, gdy przeciwnik po ciężkiej podróży nie wszedł jeszcze w rytm meczowy – mówił po meczu szkoleniowiec Zagłębia, Mariusz Kieca.

Po pierwszej bezbramkowej tercji, w drugiej nieliczna widownia w końcu zobaczyła bramki. Pierwszego gola piątkowego spotkania w 23 minucie zdobył Szymon Marzec, który z bliska pokonał Tomasza Dzwonka. Radość przyjezdnych trwała jednak tylko cztery minuty, gdy do wyrównania doprowadził Jarosław Kuc. W 35 minucie gospodarze objęli prowadzenie, gdy podwójną przewagę na gola zamienił Łukasz Podsiadło. Na przerwę Zagłębie zeszło z dwubramkowym prowadzeniem, gdyż na kilkanaście sekund przed syreną kończącą tercję Solińskiego pokonał Tomasz Kozłowski.

W ostatniej tercji nie brakowało emocji które w końcowych minutach udzieliły się zawodnikom. Wcześniej drugiego gola dla Stoczniowca zdobył Skutchan, a dla Zagłębia trafił Jarosław Dołęga. Gdy w 56 minucie kontaktowego gola strzelił Maciej Rompkowski, goście rzucili się do ataków. Dobra postawa Dzwonka oraz szczęście pozwoliło jednak sosnowiczanom cieszyć się z ostatniego zwycięstwa przed własną publicznością w tym sezonie. Rewanżowe spotkanie odbędzie się w niedzielę w Gdańsku.

- Szkoda tej bramki w końcówce, gdyż może jej braknąć w końcowym rozrachunku. Należy pochwalić młodych chłopaków. Grali dobrze, jednak nie potrafili wykorzystać swoich szans. W niedzielę to my będziemy w trudniejszej sytuacji, przez ten jeden dzień musimy zregenerować siły. Na pewno szkoda, że nie dopisali kibice, których dzisiaj było niewielu – zakończył Kieca.