banner
logo2
 
Niespodzianka była blisko
niedziela, 10 października 2010 20:52

 Zagłębie przegrało w Sanoku. Mimo dwubramkowego prowadzenia podopieczni Wojciecha Matczaka opuścili Bieszczady bez punktów.

Korespondencja z Sanoka.

Niedzielny pojedynek bardzo dobrze rozpoczęli hokeiści Zagłębia, do których należał pierwszy kwadrans meczu. Już w czwartej minucie wynik mógł otworzyć Piotr Sarnik, lecz krążek po jego strzale minął bramkę Michała Plaskiewicza. Dużo większą precyzją chwilę później wykazał się Vladimir Luka, który pomknął prawą stroną tafli i strzałem z nadgarstka nie dał szans bramkarzowi Sanoka. W 12 minucie na lodzie pojawiła się krew, był to efekt ataku Michała Radwańskiego na Robinie Baculu, za który otrzymał karę meczu.

Grając z przewagą jednego zawodnika sosnowiczanie szybko zdołali pokonać Marka Rączkę, który chwilę wcześniej zastąpił w bramce Plaskiewicza (ten zjechał z lodu z powodu uszkodzenia łyżwy -przyp.red). Zdobywcą gola był David Galvas, który delikatnie nad lodem posłał krążek nie dając szans bramkarzowi gospodarzy.

- Każda bramka cieszy, lecz indywidualne trafienia nie są ważne. Chodzi głównie o to, by wygrywała drużyna – mówił po meczu strzelec drugiego gola.

Pięciominutowa przewaga nie przyniosła więcej trafień dla Zagłębia, a na domiar złego w 13 minucie gospodarze zdobyli kontaktowego gola. Po wywalczeniu krążka we własnej tercji na bramkę Tomasza Dzwonka pojechał Maciej Mermer, który bez większych problemów znalazł drogę do siatki. Chwilę później sosnowiczanie ponownie mogli objąć dwubramkowe prowadzenie, lecz Tomasz Kozłowski z bliska strzelił obok słupka.

Druga odsłona rozpoczęła się od szarży Luki, który przegrał pojedynek 1:1 z Rączką. W 26 minucie podopieczni Milana Jancuski doprowadzili do wyrównania, a gola dającego remis po dwójkowej akcji strzelił ponownie Mermer. Zdarzenie to podziałało mobilizująco na drużynę Zagłębia, która raz po raz atakowała bramkę przeciwnika. Ciągły napór przyniósł efekt w postaci bramki na kilkanaście sekund przed końcem tercji, gdy w zamieszaniu podbramkowym najwięcej zimnej krwi zachował Radim Antonovic.

Ostatnią tercję od trafienia Martina Vozdecky’ego, który wykorzystał okres gry w przewadze. Kulminacyjnym momentem spotkania była akcja z 50 minuty, gdy na bramkę Dzwonka samotnie pomknął Tomasz Malasiński. Nowy nabytek Sanoka zachował zimną krew i posłał krążek między nogami młodego bramkarza Zagłębia. Warto zaznaczyć, że w danym momencie drużyna z Sanoka ponownie grała w osłabieniu, a trafienie to było w ostatecznym rozrachunku decydujące.

- Mimo dwubramkowego prowadzenia znów przegrywamy, w dodatku tracimy gole gdy gramy w przewadze. Nie gramy źle, lecz brakuje nam szczęścia. Przed nami jeszcze sporo spotkań i myślę, że spokojnie niebawem zaczniemy grać swoje – zakończył Galvas.

Daniel Sołtysik