banner
logo2
 
Porażka z GKS-em Tychy; Zagłębie nadal bez punktów
niedziela, 19 września 2010 22:07

Przez zdecydowaną większość niedzielnego pojedynku w Tychach, Zagłębie musiało „gonić” swojego rywala. Po czterdziestu minutach, sosnowiczanie prowadzili co prawda 3:2, jednak ostatnie słowo i tercja należały do drużyny GKS-u.

Korespondencja z Tychów

Po dzisiejszym spotkaniu, trener Wojciech Matczak najwięcej zastrzeżeń miał do obrońców. Na pomeczowej konferencji prasowej najbardziej oberwało się Dabvidovi Galvasowi, który zawinił m. in. przy bramce Adama Bagińskiego – My przegraliśmy dziś nie z GKS-em Tychy, tylko… z Davidem Galvasem. Jak na siebie, zagrał po prostu bardzo słabo, dwie bramki obciążają jego konto. Najgorsze jest to, że winą za te błędy zespół niesłusznie obarcza jego partnera z defensywy, Jakuba Jaskólskiego. Natychmiast na to zareagowałem. Do niego akurat nie można mieć pretensji, trenuje z nami dopiero od dwóch tygodni! – mówił trener Zagłębia.

Matczak który po ostatnim spotkaniu z Cracovią nie był do końca zadowolony z postawy sztandarowej formacji (z Vladimirem Luką i Robinem Baculem), tym razem nie miał powodów do narzekań. – Można to zwalić na karb presji, pod jaką działaliśmy w ostatnich dniach. W piątek do ostatniej chwili nie wiedziałem, kogo będzie mógł posłać na lód. Tym razem na przygotowanie się do meczu mieliśmy dwie doby – tłumaczył.

Zarówno Luka, jak i Bacul zaliczyli dziś po jednym trafieniu, a ich atak kilka razy poważnie zagroził bramce Arkadiusza Sobeckiego. Swoje pięć minut znów mieli bracia Kozłowscy. Podanie Marcina spod lewej bandy w 32. minucie otworzyło drogę do siatki młodszemu o trzy lata Tomaszowi.

W tyskiej drużynie pierwsze skrzypce grali: zdobywca dwóch bramek, Łukasz Sokół, Josef Vitek (dwie asysty), któremu jednak w 13. minucie nie udało się wykorzystać rzutu karnego oraz Jakub Witecki, który na początku drugiej tercji przeprowadził jedną z najładniejszych akcji całego spotkania. Zanim 20-letni napastnik strzelił drugą bramkę dla swojego zespołu, dał próbkę swoich umiejętności technicznych, wywodząc w pole defensywę Zagłębia.

Sędziujący dzisiejsze zawody Włodzimierz Marczuk na zawodników obydwu drużyn nałożył w sumie 52 karne minuty (częściej do boksu kar odsyłani byli zawodnicy z Sosnowca). Obie strony potrafiły wykorzystać swoje przewagi. Na nieczystej grze rywali bardziej skorzystali jednak tyszanie. W trzeciej odsłonie, mając na lodzie dwóch zawodników więcej, zdobyli aż dwa gole. GKS-owi udało się ponadto strzelić bramkę w osłabieniu.

Podczas niedzielnego spotkania było też kilka gorących momentów. Poziom adrenaliny najbardziej podniósł się w końcówce drugiej odsłony, kiedy na lodzie doszło do zbiorowej szarpaniny.

– Zbyt kolorowo to dzisiaj nie wyglądało. Trochę za dużo tych straconych goli. Nie pociesza mnie fakt, że GKS oddał w tym meczu sporo strzałów. Zresztą, podczas meczu i tak nigdy ich nie liczę – mówił golkiper sosnowieckiego zespołu, Bartłomiej Nowak.

– Bartek pokazał się z bardzo dobrej strony. Długo czekał na swoją szansę, ale myślę, że ją wykorzystał. Na pewno dostanie szansę w następnym spotkaniu – zapewniał Matczak.

Marcin Kyć