banner
logo2
 
Szału nie było
piątek, 17 września 2010 21:55

Drugi mecz i druga porażka – tak w skrócie można podsumować start Zagłębia w tym sezonie. Po wpadce z Ciarko KH Sanok, dzisiaj sosnowiczanie musieli uznać wyższość Comarch Cracovii i ulegli 1:5 (0:3,0:2,1:0). – Spodziewałem się takiego czarnego scenariusza – mówi trener Wojciech Matczak.

Kibice martwili się przed spotkaniem, w jakim składzie wyjadą na lód ich pupile. Scenariusz okazał się pozytywny, ponieważ na tafli pojawili się wszyscy dysponowani zawodnicy. – Do godziny 16:30 nie wiedzieliśmy, kto zagra, a kto nie. Nerwówka była do ostatniej chwili. Takie momenty nie sprzyjają pracy. Proszę mi uwierzyć, że ciężko coś zrobić w takich okolicznościach – tłumaczył szkoleniowiec. Zagłębie chciało wreszcie udanie rozpocząć sezon i pokazać się z jak najlepszej strony. Bardzo dobra gra toczyła się jednak tylko do 9. minuty meczu. Tomasz Landowski dostał gumę na niebieską i potężnym uderzeniem posłał ją w okienko sosnowieckiej bramki. Krążek odbił się od spojenia i wypadł przed linię, ale arbiter dla pewności zarządził powtórkę wideo. Od tego momentu zaczęły się problemy. Sprawdzanie materiału wideo trwało ponad 15 minut (!!!), a zawodnicy ciągle siedzieli i czekali na decyzję. Ostatecznie trafienie zostało uznane i obie ekipy ponownie wjechały na lód. Ta przerwa źle wpłynęła na zawodników Zagłębia, ponieważ 17 sekund później było już 0:2 po trafieniu Leszka Laszkiewicza. Jakby tego było mało, wicemistrzowie Polski dołożyli w pierwszej tercji jeszcze jednego gola i z pewnym prowadzeniem udali się do szatni. – Takie bramki nie mogą nam wpadać. To nie były atomowe uderzenia. Moim zdaniem strzały do wybronienia – denerwował się Matczak.

Od początku drugiej tercji między słupkami bramki Zagłębia pojawił się Bartłomiej Nowak. Drugi dotychczas golkiper naszego zespołu od samego początku swojego pobytu na lodzie prezentował się znakomicie i pewnie bronił strzały rywali. W niektórych momentach kibice aż krzyczeli z zachwytu, kiedy Nowak wyciągał krążki po akcjach „sam na sam” Cracovii. Dwa kolejne trafienia gości nie należy zaliczać jednak na konto młodego bramkarza, ponieważ postawa obrońców podczas ataków „Pasów” pozostawiała wiele do życzenia – Dobra gra Bartka to jeden z pozytywów tego spotkania. Trzeba będzie chyba zrobić małą rewolucję w bramce i w końcu wybrać tego „numer jeden”. Szanse mają obaj. Któryś z nich ją wykorzysta. Pytanie tylko który? – zastanawia się trener.

Ostatnia tercja należała do sosnowiczan. Pewna wyniku Cracovia zaczęła mniej atakować i oszczędzać siły. Zagłębie natomiast próbowało strzelić chociaż jednego gola. Wysiłek i chęci zostały wynagrodzone. Kontrę i akcję „dwa na jeden” strzałem w okienko zakończył Marcin Kozłowski, który razem z bratem, mimo niekorzystnego wyniku, walczył do ostatnich sekund meczu. – Postawa tej formacji to drugi pozytyw tego spotkania. Ci chłopcy naprawdę się starają i walczą na maksa. Martwi mnie jednak gra obcokrajowców. Nasza firmowa formacja nie mogła sobie poradzić dzisiaj na lodzie. Liczę na to, że w Tychach już będzie tak, jak sobie zaplanujemy i zobaczymy zupełnie inny zespół niż w tym spotkaniu – mówi Matczak.

(MG)