banner
logo2
 
Wdzięczny Naprzód
wtorek, 08 grudnia 2009 21:55

Wychodzących na lód hokeistów Zagłębia przywitały brawa miejscowych kibiców, którzy tym samym odwdzięczyli się drużynie z Sosnowca za grę do końca, dzięki której ich klub znalazł się w czołowej szóstce. Hokeiści Naprzodu chyba zbyt „do siebie” wzięli ten gest, gdyż pozwolili rywalowi na strzelenie 15 goli!

Hat-tricki Teddyego Da Costa i Artura Ślusarczyka były w dniu dzisiejszym niczym rodzący się koszmar dla miejscowych kibiców, którzy musieli znosić kolejne bramki hokeistów Zagłębia. Już pierwsza tercja przyniosła czterobramkowe prowadzenie przyjezdnych, którymi pewnie dowodził powracający po kontuzji Da Costa. Francuz z polskim paszportem już w 6 minucie skutecznie dobił strzał Davida Galvasa, a chwilę później pewnie wykończył podanie Vladimira Luki. Kolejnego gola zdobył Martin Opatovsky, który strzałem pod poprzeczkę ośmieszył Piotra Jakubowskiego, a wynik tercji w niemal podobny sposób ustalił Jarosław Różański.

- Nie wiem jak to wytłumaczyć, na pewno na naszą formę wpływa zmęczenie. Gramy na trzy piątki, co na pewno nie pomogło nam w dzisiejszym meczu – mówił drugi trener Naprzodu. Marek Koszowski.

W drugiej tercji na tafli trwała prawdziwa kanonada w wykonaniu gości, którzy pięciokrotnie trafili do bramki rywala (kolejno trafiali Marcin Jaros, Da Costa, Opatovsky, Ślusarczyk oraz Tomasz Kozłowski). Rywal tylko raz zaskoczył Tomasza Rajskiego, gdy w 30 minucie strzałem z bulika gola ustrzelił Łukasz Kulik. Podopieczni Milana Skokana nie poprzestali jednak na wyniku 9:1 i w kolejnej odsłonie chcieli osiągnąć wynik dwucyfrowy.

- Porównując mecz z Cracovią widać było, że dzisiaj strzelaliśmy dużo częściej i skuteczniej. Od początku byliśmy drużyną lepszą, co na pewno ukazuje dzisiejszy wynik. Bardziej chciałbym, by drużyna grała równo, a nie przeplatała porażek zwycięstwami – komentował spotkanie szkoleniowiec Zagłębia.

Dziesiątka pod nazwą Sosnowiec na tablicy świetlnej zapaliła się już w 41 minucie, gdyż bramkarza miejscowych po raz kolejny pokonał młodszy z braci Kozłowskich. Bezradny zespół z dzielnicy Katowic nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki i mimo, że zdobył jeszcze jedną bramkę zjeżdżał z lodu ze spuszczonymi głowami. Przysłowiowy gwóźdź do trumny wbił w międzyczasie Ślusarczyk, po którego strzale z niebieskiej linii krążek przez kilka sekund turlał się po lodzie i ... wpadł obok zaskoczonego Jakubowskiego.

- To była szczęśliwa bramka – mówił po meczu popularny „Ślusar”.

- Ostatniego hat-tricka zdobyłem chyba z pięć lat temu, grając w Tychach. Dzisiejszy mecz nie stał na wysokim poziomie, na pewno cieszy zwycięstwo lecz szkoda, że Naprzód zaaplikował takie widowisko swoim kibicom. Nie ma co się pastwić nad przeciwnikiem, gdyż ta drużyna nie zasługuje mimo wszystko na takie wyniki – zakończył kapitan Zagłębia.

Daniel Sołtysik