banner
logo2
 
Zagłebie zdeklasowało Naprzód
sobota, 28 listopada 2009 00:38

Zagłebie deklasuje na własnym lodzie Naprzód Janów (9:1)! Sosnowiczanie odebrali rywalom ochotę do gry, aplikując im w drugiej i trzeciej tercji osiem bramek.

To cud, że goście nie przegrali tego meczu różnicą kilkunastu goli. Bramkowych sytuacji gospodarze mieli co najmniej tyle samo, co Naprzód strzałów –dziewięć z nich udało się wykorzystać.

Po dwa trafienia na swym koncie zapisali Teddy Da Costa i Artur Ślusarczyk. Pierwszą bramkę, kapitan Zagłębia zdobył… klatką piersiową. Początkowo, zawodnik nie celebrował jej zdobycia. – Nie wiedziałem, jaka będzie interpretacja sędziego – tłumaczył. Zawodnicy Naprzodu byli przekonani, że arbiter bramki nie zaliczy lub przynajmniej pokusi się o analizę zapisu wideo. Ale sędziujący to spotkanie Paweł Meszyński był pewien swojej decyzji. Podobnie było w 5. minucie, gdy w podbramkowym zamieszaniu krążek do siatki wpakował Marcin Kozłowski. Różnica polegała na tym, że  tym razem gol nie został zaliczony. Wątpliwości nie budziły też pozostałe bramki.

Pierwsza odsłona była w wykonaniu Naprzodu całkiem przyzwoita. Zawodnicy z dzielnicy Katowic wyprowadzili kilka groźnych kontr, ale nie potrafili pokonać Tomasza Dzwonka. Bramkarz Zagłębia skapitulował dopiero w 33. Minucie, po strzale Marka Pohla. W piątkowy wieczór, zdecydowanie więcej pracy mieli golkiperzy Naprzodu. Zagłębie często i łatwo przedostawało się do ich strefy obronnej.

W 26. minucie, Teddy Da Costa oddał spod linii niebieskiej atomowy niesygnalizowany strzał, który trafił w samo okienko bramki Michał Elżbieciaka. Swój udział w piątkowym zwycięstwie mieli także Vladimir Luka, Paweł Dronia oraz Tomasz i Marcin Kozłowscy. Starszemu z braci, który niedawno został ojcem,  klubowi partnerzy zadedykowali kołyski.

Okazji do podwyższenia rezultatu było mnóstwo. Wystarczy wspomnieć, że w słupek trafili Jerzy Gabryś, Marcin Kozłowski oraz Zbidniew Podlipni.

Wyrazem bezradności ekipy z Janowa były roszady na pozycji bramkarza. Po raz pierwszy miała ona miejsce po stracie 4. gola (Łukasza Elżbieciaka zastąpił wówczas Piotr Jakubowski – przyp. red.). Zmiana powrotna nastąpiła w 48. minucie, tuż po golu Marcina Jarosa.

–  Pierwsza tercja była dosyć wyrównana. Szkoda, że nie wtedy wykorzystaliśmy swoich sytuacji – mówił po spotkaniu trener Janowa, Jaroslav Lehocky.

– Szkoda gadać. Wszystkiemu winne faule i kary! – komentował Tomasz Jóźwik.

– Naszym największym mankamentem jest nieustabilizowana forma. Jak to możliwe, że po przegranej w Krakowie, dzisiaj w podobnych rozmiarach ogrywamy Naprzód? – zastanawia się „Ślusar”.

– Nie jesteśmy jeszcze w optymalnej formie. Liczę, że w najbliższym czasie będzie jeszcze zwyżkować. – zapowiada Milan Skokan.

Marcin Kyć