banner
logo2
 
Lider poległ, czas na bal!
wtorek, 10 listopada 2009 23:45

To było spotkanie godne szlagieru ekstraklasy! Już w pierwszej jego części działo się sporo: kara meczu, dużo strzałów, sporo niewykorzystanych sytuacji oraz kontrowersyjne orzeczenia trójki sędziowskiej. A był to dopiero początek emocji…

Korespondencja z Tychów

Już pierwsze decyzje rozjemców dzisiejszego spotkania zapowiadały, że będą oni skrupulatnie rozliczać zawodników ze wszystkich, nawet najmniejszych przewinień. Główny arbiter, Zbigniew Wolas nie zawahał się już po 12. minutach wyrzucić z tafli Piotra Sarnika (po tym, jak zaatakował z tyłu Jakuba Witeckiego, zawodnik GKS-u zaczął krwawić) i tym samym osłabić na długie minuty ekipy gości.  Podczas 5-minutowej przewagi, tyszanie nie wypracowali jednak na tyle składnych i groźnych akcji, by móc skutecznie zagrozić bramce Tomasza Dzwonka. Miejscowi kibice łapali się za głowy po niewykorzystanych szansach Ladislava Pacigi, Adriana Parzyszka czy Łukasza Mejki.

Pojedynek rozpoczął się od dwóch szybko strzelonych bramek. Wynik już w 2. minucie gry otworzył Tomasz Proszkiewicz, któremu krążek świetnie zagrywał Michał Garbocz (w trakcie meczu naciągnął mięsień czworogłowy). Wyrównał Vladimir Luka (efektowna dwójkowa akcja z Tobiaszem Bernatem). Ten sam zawodnik jeszcze przed przerwą wyprowadził Zagłębie na prowadzenie, gdy zaś w 33. minucie Arkadiusza Sobeckiego pokonał Marcin Jaros, wydawało się, że Zagłębiu nic w tym spotkaniu już nie zagraża.

Nic bardziej mylnego. W 38. minucie kontaktowego gola dla GKS-u zdobył Michał Kotlorz, który skutecznie dobił strzał Proszkiewicza. Wyrównanie padło z kolei po atomowym uderzeniu spod linii niebieskiej Krzysztofa Śmiełowskiego. W końcówce trzeciej tercji oraz w dogrywce, inicjatywa była po stronie przyjezdnych. Na samym początku doliczonego czasu gry, pojawiła się okazja do gry 5 na 4 (karę za spowodowanie upadku przeciwnika otrzymał Krzysztof Majkowski). Najbliżej szczęścia był Oktawiusz Marcińczak, trafił jednak w słupek.

W karnych nie było już jednak wątpliwości: trafienia Jarosa oraz Luki zapewniły sosnowieckiemu teamowi 2 punkty.

– Było ciężko. Prowadziliśmy już 3:1, ale daliśmy sobie wbić dwa gole w osłabieniu. – komentował Vladimir Luka.

– Bardzo dobry, dramatyczny mecz. Szkoda, że nie potrafiliśmy utrzymać dwubramkowego prowadzenia. Dwa punkty należy jednak uznać za spory sukces. – mówił szkoleniowiec Zagłębia, Milan Skokan.

– To było sześćdziesiąt kilka minut hokeja na naprawdę wysokim poziomie. Mimo, iż straciliśmy dwa punkty, chcę podziękować zespołowi za walkę. – powiedział trener GKS-u, Jan Vavrecka.

Nie można nie wspomnieć o tym, co zdarzyło się w 36. minucie. Pod sosnowiecką bramką doszło wówczas do ogromnej szarpaniny. Właśnie wtedy do pięściarskiego pojedynku stanęli Paweł Dronia oraz Sławomir Krzak. Obaj przedwcześnie zakończyli swój udział w spotkaniu. – Nie jest to na pewno element, który ćwiczy się na treningach, ale nie mogłem pozwolić, by kolegę z drużyny bezkarnie okładano kijem! – tłumaczył całe zajście Dronia.

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, na lód nie wyjechał dziś Robin Bacul. W ekipie Zagłębia zabrakło z kolei Zbigniewa Podlipniego (dochodzi do siebie po chorobie) oraz Bartłomieja Bychawskiego, kontuzjowanego podczas zgrupowania kadry U-20.

Marcin Kyć