banner
logo2
 
59 sekund Zagłębia
piątek, 23 października 2009 20:28
59 sekund – tyle właśnie wystarczyło, by hokeiści Zagłębia Sosnowiec wybili z głowy korzystny wynik drużynie TKH Toruń. Mimo wyrównanej gry w pierwszych dwóch tercjach podopieczni Tomasza Rutkowskiego wracają do domu bez punktów.

 

Mimo, że w dzisiejszym meczu na Stadionie Zimowym padło w sumie dziewięć bramek, nie był to porywający pojedynek. Pierwsza bramka spotkania padła w 10 minucie, gdy akcję Tobiasza Bernata bez problemów wykończył Teddy Da Costa. Tak naprawdę była to jedyna akcja warta odnotowania w tej odsłonie nie licząc zmarnowanej sytuacji Jarosława Różańskiego (przegrał pojedynek sam na sam z Michałem Plaskiewiczem) czy prób Przemysława Bomastka.

Nie wiele więcej emocji ukazała druga tercja meczu, w której inicjatywę przejęli goście. Wpierw grę w przewadze wykorzystał Tomasz Chyliński, a chwilę później krążek pod leżącym już Tomaszem Dzwonkiem do siatki skierował Piotr Winiarski. Gospodarze zdołali wyrównać w ostatnich sekundach tercji, gdy Paweł Dronia wykorzystał podanie zza bramki Marcina Kozłowskiego.

Po nieciekawych 40 minutach w ostatniej części gry zgromadzeni kibice zobaczyli w końcu kawałek tzw. dobrego hokeja. Zaledwie dwie minuty po wznowieniu gry strzałem zza niebieskiej linii „Plastra” zaskoczył Vladimir Luka. Czech, którego nazwisko niezmiennie krzyczy publiczność „Zimowego” jeszcze raz wpisał się na konto strzelców w 51 minucie. Vlado (tak zawodnik nazywany jest przez wielu sympatyków Zagłębia) wykorzystał rzut karny, po którym zademonstrował wszystkim słynny „Moonwalk” Michaela Jacksona.

- Kibice przychodzą by zobaczyć dobrą grę, a jak wkradnie się trochę zabawy to tylko na plus. Zapraszam wszystkich na film o Michaelu – żartował po meczu Luka.

Trafienie Luki tak naprawdę dobiło gości, którzy w przeciągu 59 sekund stracili trzy bramki (wcześniej trafiali Da Costa i Tomasz Kozłowski). Hokeiści z miasta piernika zdołali co prawda zmniejszyć wynik porażki – kolejne trafienie Winiarskiego – lecz to nie wpłynęło już na końcowy wynik.

W spotkaniu przeciwko TKH do składu powrócił już Andrzej Banaszczak, który nie do końca był w pełni sił.

- Zagrałem, gdyż Bartek Bychawski się rozchorował. Nie wyleczyłem do końca kontuzji pleców, niemniej jednak na pewno cieszę się ze zwycięstwa. Pierwsza i druga tercja nie za bardzo nam wyszła, dopiero w ostatniej zaczęliśmy grać swoje – mówił po spotkaniu defensor Zagłębia, który swój występ okupił krwią.

- Skąd ta krew na koszulce? Przypadkowo zderzyłem się z jednym zawodnikiem TKH – zakończył Banaszczak.

Daniel Sołtysik