banner
logo2
 
Zagłębie przegrało, choć nie musiało
niedziela, 14 grudnia 2008 23:31

Nieskuteczność napastników Zagłębia oraz znakomita postawa nowotarskiego goalkeepera zadecydowały o pierwszej porażce Sosnowiczan pod wodzą nowego trenera. Zagłębie uległo (3:4) Podhalu, choć jeszcze kilka sekund przed końcem gry miało realną szansę na zdobycz punktową.

W ostatnich latach, pojedynkami Zagłębie-Podhale rządziła zazwyczaj niepisana reguła: „jeśli Podhale szybko strzela bramkę, to wygrywa”. Tak też było i dziś. Już pierwsza akcja i pierwszy strzał dały gościom prowadzenie. Tomasza Dzwonka z najbliższej odległości pokonał Krystian Dziubiński. Wyrównanie padło po atomowym strzale Martina Opatovsky’ego. To był chyba jedyny moment, kiedy bramkarz gości nie miał kompletnie nic do powiedzenia. Jeszcze przed przerwą, na prowadzenie ponownie wyszli jednak goście. Autorem trafienia był Rafał Dutka.

Hokeiści Zagłębia mieli w drugiej odsłonie kilka dogodnych okazji, jednak brakowało odpowiedniego ich wykończenia. Niespecjalnie wychodziły im gry w przewadze Zdecydowanie groźniejsi byli w czasie liczebnych osłabień – tu przy odrobienie szczęścia mogły paść dwa gole: Jarosław Kuc trafił jednak w słupek, a strzał Tomasz Kozłowskiego zatrzymał fenomenalnie tego dnia broniący Krzysztof Zborowski.

Najwięcej strzeleckich okazji miał Jozef Kohut. Prawoskrzydłowy drugiego ataku już w pierwszej minucie meczu był bliski pokonania bramkarza „Szarotek”. Kolejne dogodne okazje wypracował sobie w końcówce pierwszej oraz na początku drugiej odsłony – ale za każdym razem trafiał jednak wprost w Zborowskiego.

W 33. minucie, przeciwko gospodarzom podyktowany został rzut karny. Wykonywał go Milan Baranyk, ale czy trafił? Nie wiadomo… Arbiter, po przeanalizowaniu zapisu wideo uznał, że bramki nie było.

W 35. minucie ładną dwójkową akcję przeprowadzili Łukasz Batkiewicz i Krystian Dziubiński. Strzał z najbliższej odległości zatrzymał jeszcze Dzwonek, ale już po chwili zmuszony był po raz trzeci wyjąć krążek z bramki (gol Sebastiana Łabuza)

Po utracie czwartego gola (44 min.), Dzwonka między słupkami zastąpił Tomasz Jaworski. Doświadczony goalkeeper powrócił tym samym do gry po ponad dwumiesięcznej przerwie. W jego kierunku oddano zaledwie 5 strzałów, głównie dlatego, że Podhale koncentrowało się wówczas na obronie korzystnego dla siebie rezultatu. Zborowskiego po raz drugi udało się pokonać dopiero w 55. minucie, po strzale Marcina Jarosa. – Ten gol bardzo nam pomógł, dzięki niemu wróciliśmy do gry – stwierdził po meczu Teddy Da Costa, któremu na 61 sekund przed końcem udało się zdobyć bramkę kontaktową. Na wyrównanie zabrakło już jednak czasu.

– Spotkanie do końca trzymało w napięciu. Zborowski bronił wyśmienicie. Gdyby mecz potrwał dwie minuty dłużej, to pewnie byśmy wyrównali – ocenił Tomasz Jaworski.

– Przyczyna naszej porażki nazywa się Krzysztof Zborowski. Jego postawa była dziś decydująca. Co z tego, że byliśmy aktywniejsi, skoro wystarczyły 2-3 błędy, byśmy stracili kluczowe dla losów spotkania bramki? – zastanawiał się szkoleniowiec sosnowieckiego zespołu, Jan Vavrecka.

– Zafundowaliśmy sobie niepotrzebne nerwy w końcówce. Kompletnie się pogubiliśmy, zbyt często faulowaliśmy. Mimo to cieszymy się ze zwycięstwa. Punkty są nam teraz bardzo potrzebne, ciągle bowiem mierzymy w pozycję lidera – powiedział strzelec pierwszego gola dla Podhala, Krystian Dziubiński.

Marcin Kyć