banner
logo2
 
Tragedia w trzech odsłonach
niedziela, 23 listopada 2008 22:26

Niedzielne spotkanie Zagłębia i JKH Jastrzębie (0:1) można porównać do taniego, kiepskiego przedstawienia teatralnego. Sosnowiecki Stadion Zimowy był dziś teatrem, w którym rozegrała się tragedia w trzech aktach. Podobnych spektakli w ostatnim czasie było już zresztą kilka. Dzisiejszego wieczoru, publiczność kilkakrotnie głośno wyrażała swoje niezadowolenie.

Od momentu wznowienia rozgrywek ligowych, zespół Jozefa Zavadila nie ma najlepszej passy. Pierwsze oznaki kryzysu widać było już podczas meczu ze słabiutką Polonią. Z całą siłą ujawnił się on w pojedynkach z Cracovią (dwukrotnie) oraz Podhalem. Co jednak mieli powiedzieć gracze z Jastrzębia-Zdroju, którzy ostatni raz z kompletu punktów cieszyli się ponad miesiąc temu?



– Mobilizacja w zespole była ogromna. Musieliśmy dzisiaj wygrać, aby przerwać w końcu serię sześciu porażek. Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, kapitalny występ zaliczył nasz bramkarz, Kamil Kosowski. Chyba pomogła nam także zmiana kapitana – mówił po meczu Rafał Bibrzycki.

To właśnie ambicja i wola zwycięstwa miały przesądzić o sukcesie przyjezdnych w dzisiejszym spotkaniu. Widowisko od pierwszych minut nie zachwyciło. Bramkowych sytuacji było jak na lekarstwo, a te, które stworzono, wynikały bardziej z przypadku, niż przemyślanych akcji. Zwycięskiej bramce Mateusza Danieluka ( do niedawna kapitana drużyny – przyp. red.) nie można jednak niczego zarzucić. Lewoskrzydłowy drugiego ataku – mimo nienajlepszej pozycji – ładnie zmieścił krążek pod poprzeczką bramki Adama Kubalskiego. Wcześniej, dogodną okazję do objęcia prowadzenia miał Petr Lipina – nie zdołał on jednak wykorzystać rzutu karnego.

Po zdobyciu bramki, gracze z Jastrzębia skupiali się już głownie na obronie korzystnego dla siebie rezultatu. Zadania nie utrudniali specjalnie gospadarze – ich strzały bez większego problemu zatrzymywał bramkarz bądź zawodnicy z pola. Iskierka nadziei na jakąkolwiek zdobycz punktową pojawiła się na 20 sekund przed końcową syreną. Po tym, jak na ławkę kar powędrował Adrian Labryga, drużyna z Sosnowca miała na lodzie o trzech zawodników więcej (do boksu został bowiem wezwany sosnowiecki goalkeeper). Zagłębiu udało się co prawda wygrać wznowienie, ale zawodnicy JKH umiejętnie ich blokowali, co wystarczyło, by po ostatnim gwizdku cieszyć się z trzech punktów.

Po zakończeniu spotkania, na Stadionie Zimowym można było usłyszeć prawdziwą kakofonię dźwięków: gwizdy i przekleństwa mieszały się z okrzykami radości schodzących do szatni zawodników Jastrzębia.

W słowach nie przebierali także zawodnicy – graliśmy ch…wo. Jedyne, co mogę zrobić, to przeprosić naszych kibiców za to, co się dzisiaj wydarzyło. - rzucił kapitan drużyny, Oktawiusz Marcińczak. - Jak mieliśmy wygrać, skoro nawet w przewagach nie potrafiliśmy strzelić ani jednej bramki? – pytał z kolei retorycznie Artur Ślusarczyk.

(MarK)