banner
logo2
 
Zagłębie górą w derbowym pojedynku z GKS-em Tychy
piątek, 19 września 2008 09:12
Sosnowiecka część derby naszego regionu nie przyniosła emocji, jakich się spodziewano. Dla zawodników, działaczy oraz kibiców Zagłębia najważniejsze są jednak punkty zainkasowane za zwycięstwo nad GKS-em Tychy. Obie drużyny przystąpiły do meczu z jasnym celem zmazania niekorzystnego wrażenia, jakie powstało po ostatniej ligowej kolejce.

Zagłębie chciało zrehabilitować się za piątkową wpadkę z Cracovią. Zdecydowanie więcej do udowodnienia mieli natomiast goście, którzy w świetle telewizyjnych kamer doznali prawdziwej klęski z nowotarskim Podhalem.

Na lodzie spotkały się dwa wyrównane zespoły (odzwierciedla to statystyka oddanych strzałów). Ci, którzy liczyli na kolejne szybkie, ciekawe spotkanie, mocno się jednak rozczarowali. Przez większą część meczu, obie drużyny grały asekuracyjnie i niedokładnie.

Trybuny ożywił dopiero Artur Ślusarczyk, który brawurowo wjechał do tercji rywali, zakręcił tyskimi obrońcami, a jego niesygnalizowany strzał ugrzązł w siatce bramki Arkadiusza Sobeckiego. Była to druga bramka dla Zagłębia. Wcześniej, Tomasza Jaworskiego pokonał bowiem Robin Bacul. Sposób na Sobeckiego jako pierwszy znalazł natomiast Radim Antonovic.

– Mecz nie zaczął się dla nas najlepiej. Na szczęście później zdołaliśmy wyrównać i osiągnąć przewagę – powiedział trener gospodarzy, Josef Zavadil.

Kolejny efektowny rajd w ekipie Zagłębia przeprowadził w 47 min. Teddy Da Costa. Środkowy pierwszego ataku znakomicie nagrał „gumę” Tobiaszowi Bernatowi, który zdobył trzeciego gola.

Niestety, także i dzisiaj, Sosnowiczanie dość często przesiadywali na ławce kar. Rywale skarcili ich za to dwukrotnie. Szwankowała też komunikacja między zawodnikami oraz zmiany. Na Zagłębie aż dwukrotnie nakładane były kary za nadmierną ilość zawodników. Podczas drugiej z nich, kontaktowego gola zdobył Michał Kotlorz.

– To nasz mankament, musimy tego unikać! – przestrzegał Artur Ślusarczyk.

W ostatniej tercji, gra bardzo się zaostrzyła. Już na początku, po zderzeniu z Mateuszem Pawlakiem, na lód padł Tomasz Wołkowicz (może to dla niego oznaczać dłuższą przerwę w grze). Kilka chwil później z grymasem na twarzy do swoich boksów zjeżdżali też Sebastian Biela i Krzysztof  Śmiełowski. Z kolei siedem minut przed końcem, do gardeł skoczyli sobie Marcin Kozłowski i Mariusz Jakubik.

W samej końcówce, przy odrobinie szczęścia, Jaworskiego mogli jeszcze pokonać Adrian Parzyszek i Tomasz Proszkiewicz. Wynik spotkania nie uległ już jednak zmianie.

– To, że nie zdobyliśmy dzisiaj punktów jest sprawą drugorzędną. Zabrakło nam szczęścia i skuteczności. Cieszy natomiast styl gry, bo podczas meczu z Podhalem wyglądało to fatalnie – podsumował trener tyskiej ekipy, Wojciech Matczak.

Przed Zagłębiem ostatnie spotkanie z serii "prestiżowych". W piątek, nasz zespół zagra na wyjeździe z Podhalem Nowy Targ.

(MarK)